Pora na klasyka. Śledzika!
Przepis jest banalnie prosty. Nie lubię skomplikowanych. Wypróbowany dziesiątki razy, przebija wszystkie inne przysmaki śledzikowe. Autorem jest Dziadek mojego Męża – nasz guru od dań rybnych.
Składniki:
– 6 matiasów
– 2 duże białe cebule (lub 1 biała i 1 czerwona)
– olej rzepakowy
Wykonanie:
Włóż matiasy do szklanej miski i zalej zimną wodą (przegotowaną lub z kranu). Będą się moczyć godzinę. Wyparz kilka małych słoików – najwygodniejsze będą takie „szersze, niż wyższe”, może być też jakieś naczynie kamionkowe (z przykrywką, albo spodek do przykrycia). Obierz cebule i drobno pokrój – przełóż np. do niedużej salaterki.
Po upływie godziny odsącz matiasy – najlepiej na metalowym durszlaku.
Każdego matiasa pokrój w paski, mniej więcej tak:
i przełóż do miski.
Na dno słoika wlej olej, ułóż jedną warstwę matiasów, na to sypnij cebulkę, wlej troszkę oleju i powtarzaj czynności: śledź, cebulka, olej. Najlepiej co chwilę lekko „ubijać” śledziki łyżką. Ważne, aby każda warstwa matiasów była przykryta olejem. Nie nakładaj „czubato” – zostaw centymetr miejsca od krawędzi słoika. Tak samo napełnij pozostałe słoiki, zakręć je i wstaw do lodówki na noc i najlepiej na podstawce, bo zawsze może coś kapnąć. A wczesnym rankiem… biegnij do lodówki, żeby Cię nikt nie objadł!
Najlepiej smakuje na kromce świeżego, razowego chleba…